Przepraszam was jeżeli ten rozdział jest beznadziejny ale mam tyle nauki, że cieszę się, że wogóle mi się udało go napisać. Umówmy się tak. Jeżeli pod tym wpisem będą min.3 komentarze do piątku to napiszę kolejny rozdział. (Nie zawieszam bloga. Kolejny rozdział jeżeli nie będzie komentarzy powstanie tak za ok.tydzień. Jeżeli będą postaram się dodać do poniedziałku.) Co prawda są statystyki ale to nie to samo co normalny człowiek.
Kilka dni później...
-Shiro ciszej! Obudzisz ich.-syknęła Hermiona
Pies podkulił ogon i położył się pod łóżkiem.
Ron odwrócil się do żony
-Nie spisz?-zapytała z lekkim zdziwieniem
-Nie. Jedynie odpoczywam-odparł
-Dowiedzieliście się czegoś?-zapytała przytulając go delikatnie
-Harry obstawia, że to kobieta. Jednak ja tak nie uważam. Ma zbyt potężną posturę-odparł
-Może poprostu zaczarował się-powiedziała
-To wszystko jest nie normalne-mruknął
Rose zaczęła raczkować po pokoju. Shiro odwracał jedynie głowę w tą i z powrotem śledząc dziecko wzrokiem.
-Musisz się odprężyć-powiedziała Hermiona i pocałowała go delikatnie w usta
Ron odpowiedział tym samym.
Hermiona lekko się odsunęła i podeszła do Rose.
-Hej słoneczko.-powiedziała i wzięła córeczkę na ręce.
-A nie dawno jeszcze była taka mała-powiedział Ron podchodząc do nich.
Hermiona uśmiechnęła się
-Shiro jest jak niania.-odparła wskazując na psa.
Shiro nie odstępował Rose na krok. Zawsze pilnował jej gdy czworaczkowała lub bawiła się.
Ron zachichotał i pocałował córeczkę.
-Twój tata jest szalony-mruknęła Hermiona
-A mama inteligentna-dodał i objął żonę
Hermiona położyła Rose na łóżku.
Dziewczynka przyglądała się im swoim głębokim spojrzeniem. Była jeszcze mała. Miała dwa latka. Więc nie mówiła pełnych zdań. Jednak potrafiła już powoli wymawiać różne króciutkie słowa.
-Ehm..-jęknęła Hermiona łapiąc się za brzuch i podpierając o szafkę.
-Co się dzieje?-zapytał przerażony Ron
-Nic-odparła powoli prostując się
-Przecież widzę, że...
-To nic takiego-powiedziała
-Jesteś pewna?-zapytał
-Tak-odparła
Jednak po chwili znówn jęknęła i skuliła się z bólu.
-Błagam cię. Chodźmy do szpitala. Chyba, że wolisz tak jak Ginny czekać do ostatniej chwili.-powiedział
-A co z Rose?-zapytała
-Ginny i Harry zostaną z nią-odparł i złapał za różdżkę
Skinęła głową.
Oboje przenieśli się do szpitala.
-W czym mogę pomóc?-zapytała jedna z pielęgniarek.
-Chciałabym na szybkie badanie.-powiedziała Hermiona zmuszając się do wypowiedzenia zdania
-A więc proszę.-odparła i wskazała na drzwi po lewej stronie korytarza.
Hermiona szła za pielęgniarką. Ron poczekał na korytarzu. Ręce mu się trzęsły. Było mu gorąco.
***
Hermiona powoli szła w kierunku drzwi.
Była w lekkim szoku. Słowa lekarki nadal nie docierały w pewnym stopniu do jej umysłu.
-Nareszcie!-wykrzyknął Ron i przytulił ją
Hermiona uśmiechnęła się blado.
-Wszystko dobrze?-zapytał
-Ja...powiem ci w domu-odparła uśmiechnięta
Ron spojrzał na nią przenikliwie. Oboje przenieśli się do salonu.
-No jesteście.-powiedziała Ginny wstając z dywanu.
-Tak dzięki, że byłaś tak szybko-odparli
-Spotkamy się w Norze. Razem z Harry chcemy coś oglosić-powiedziała i znikła
Hermiona usiadła i wzięła córeczkę na ręce.
-A więc co chciałaś mi powiedzieć?-zapytał siadając obok niej
-Lekarka powiedziała, że ten ból to pierwsze skurcze-wyjaśniła kładąc Rose do spania
-To znaczy...-zaczął
Skinęła głową.
Bez zadawania kolejnych pytań pocałował ją namiętnie w usta.
-Powiemy im dzisiaj?-zapytała Hermiona
-Może lepiej nie. Chyba, że zdarzy się taka sytuacja jak wtedy lub będziesz chciała-odparł i objął ją mocno.
-Kocham cię-wyszeptała
-Ja ciebie też-odparł i pocałował ją w policzek
-Poczekaj. Ginny mówiła, że razem z Harry chcą coś ogłosić. Może chodźmy już do Nory-powiedziała biorąc Rose na ręce
-Teraz?-zapytał
-Tak-odparła i oboje znikli.
-No jesteście wreszcie-powiedziała Moly-chodźcie do salonu.
-Ciebie też miło widzieć-mruknął Ron
Hermiona posłała mu sójkę w bok.
Oboje weszli do pokoju i usiedli na kanapie. Moly wzięła Rose na ręce.
-No jesteście.-powiedział Harry
Ginny się uśmiechnęła.
-A więc co to za nowina?-zapytał Ron obejmując Hermionę
-Będziemy mieli dziecko-powiedziała Ginny
Moly otworzyła usta, jednak nagle uśmiechnęła się szeroko. Hermiona mocno przytuliła Ginny.
-Gratuluję-powiedział Ron
-Świetnie. Będę miał więcej uczniów.-odparł George
-O nieee...ty nie będziesz uczył moich wnuków.-powiedziała Moly
Artur zaczął się śmieć.
-Masz już Rose. Nie musisz ingerować w resztę dzieci-powiedział George
-Nie ma opcji. Moja córka nie będzie spędzać dużo czasu z babcią bo jeszcze nie daj Merlinie odziedziczy po niej charakter.-powiedział Ron
Hermiona zaczęła się cicho śmiać.
-Ty napewno go po mnie nie odzieczyłeś-syknęła Moly
-Cieszę się, że rozpatrujemy teraz przykre dzieciństwo mojego brata.-westchnęła Ginny
-A co u was?-zapytał Artur
Hermiona spojrzała na Rona i skinęła głową.
-My również będziemy mieli dziecko-powiedział uśmiechając się
-Fantastycznie!-wykrzyknęła Ginny i Moly
-No proszę-mruknął Harry podchodząc do Rona
-Kiedy ja zdążę wam wszystko przygotować.-westchnęła Moly
Hermiona i Ginny podniosły brwi.
-Naprawdę cieszę się waszym szczęściem.-powiedział Artur
-Nigdy bym nie pomyślał, że mój nie sworny brat będzie miał dwójkę dzieci-powiedziała Ginny
George zaczął się śmiać. Ron przewrócił oczami. Hermiona pocałowała Rona delikatnie w usta.
Harry gwizdnął i objął Ginny.
-Nie masz co robić?-zapytał Ron
Harry uśmiechnął się do niego.
-Ej, Słońce! Nie wolno.-powiedziała Hermiona szybko łapiąc Rose czworaczkującą w stronę drzwi wyjściowych.
-Jak ty sobie poradzisz z dwójką.-powiedziała Ginny-Rose już prawieże chodzi i wszystko ją interesuje a przy niemowlęciu jest wiele pracy. Może zatrudnisz Parvati jako opiekunkę.
Hermiona położyła córeczkę do wózka i zapięła aby nie zeszła.
-Ja też jestem.-powiedział Ron
-Ale jako auror wyjeżdżasz-powiedział George
-Ostatnio nie...-
-Nie musiałeś bo byliśmy na chwilowej przerwie-dokończył Harry
Ron spojrzał się na Harrego. ,,I ty przeciwko mnie?"
-Mówię tylko to co uważam-odparł i odwrócił wzrok w inną stronę.
-Nie mówię tego ze złośliwości ale próbuje pomóc-powiedziała Ginny
-Damy radę-odparła Hermiona i przytuliła męża
Po kilku minutach do salonu wleciała sowa. Rzuciła kopertę na kolana Hermiony i poleciała w stronę okna.
-Od kogo?-zapytał Harry
-Od...Luny.-powiedziała i otworzyła kopertę. W środku znajdował się nowy numer ,,Żongler"-a i duża, zielona roślina.
-Ten kwiatek to...-zaczął George jednak nie zdążył powiedzieć bo roślina wycelowała w niego kwasem.
-Luna jak zawsze wie co podarować.-zachichotała Ginny
Hermiona machnęła różdżką. Roślina zamieniła się w biało-różową orchidee.
-Tak lepiej-odparła stawiając kwiatek na stole.
-Hermiono-krzyknęła Moly-nie przemęczaj się!
-Znów to samo-mruknęła i przewróciła oczami
Ginny wybuchła śmiechem.
-Ty także!-krzyknęła do córki wychodząc z kuchni
-Och.-westchnęła
Mina jej zżedła.
-Teraz się nie śmiejesz?-zapytał Ron
-Jak widzisz nie-odparła siadając
-No dobra idę do sklepu.-powiedział George i znikł
-My też już będziemy się zbierać.-powiedział Ron wstając
-Nie zostaniecie jeszcze?-zapytał Harry
-Spotkamy się jutro-odparli
-No to do zobaczenia-powiedzieli
-Hermiona oto twoja instruk...-powiedziała Moly jednak ucięła bo znikli.
-Moly coś mówiła a ty wtedy nas przeniosłeś- powiedziała Hermiona niosąc Rose do łóżeczka.
-Męczyłaby cię. A mówiła żebyś odpoczywała-odparł i pocałował ją w usta.